NIEMCY, ZUGSPITZE 2962 m

Co można zrobić w 24 godziny ? Zapewne wiele rzeczy, ja jednak zdecydowałem, że razem z córką wejdziemy na najwyższy szczyt Niemiec – Zugspitze. Ale po kolei.

Wyjazd zaplanowany był na 24 września jako 3 etap projektu „Korona z Marzeń”.

Jednak ze względu na prognozy pogody wyjazd przyspieszyłem o jeden dzień. I tak w poniedziałek o godzinie 15.10 odebrałem Olę z dworca w Mińsku i ruszyliśmy w drogę do Grainau, miejscowości u podnóża Alp Bawarskich. Grainau położone jest obok znanego z Turnieju Czterech Skoczni Garmisch-Partenkirchen. Przed nami było ponad 1200 kilometrów. Upłynęły nam one bardzo spokojnie i szybko. Pierwszy postój zrobiliśmy w Zgorzelcu przed wjazdem do Niemiec, wykorzystując go na tankowanie i kawę, drugi około 2 w nocy na 40 minutową drzemkę. Do celu dotarliśmy około 4.30. Przebraliśmy się, sprawdziliśmy sprzęt i o 5.10 ruszyliśmy w górę! Przed wejściem na szlak jeszcze opłata za parking.

Wybraliśmy drogę przez wąwóz Hollental, który przeszliśmy w ciemnościach. Trochę szkoda, bo nie mogliśmy w pełni podziwiać tego urokliwego miejsca. Przy wejściu do wąwozu nie było nikogo, więc minęliśmy bramkę i zaczęliśmy podchodzić wydrążonymi tunelami, ścieżkami i mostkami wzdłuż potoku. Trasa musiała być efektowna, jednak my, idąc jeszcze po ciemku, mogliśmy tylko domyślać się wspaniałych widoków.

Po wyjściu ze schroniska droga spokojnie wznosiła się do góry, jednak wkrótce musieliśmy założyć uprzęże i lonże. Pogoda zgodnie z prognozą była znakomita, świeciło słońce i mieliśmy super widoczność. Na trasie było prawie pusto. Właściwie przez całe wejście spotkaliśmy około 20 osób, w większości tych ze schroniska. Dzięki temu mieliśmy szansę poczuć trochę dzikiej natury Alp i – co najważniejsze – nie musieliśmy czekać w kolejce przy trudnościach na via-ferracie.

Około godziny 10.30 byliśmy już na lodowcu. Do pokonania mieliśmy już tylko 250m przewyższenia, ale nachylenie w tym miejscu jest spore, więc założyliśmy raki, by podejść pod ścianę. Odcinek po lodowcu, chociaż stosunkowo krótki, okazał się dość wymagający, głównie za sprawą dość sporego nachylenia oraz szczeliny brzeżnej przed wejściem w ścianę. Pozostała nam już ostatnia trudność, kolejna via-ferrata prowadząca prawie 500m w górę do szczytu.

Pomimo pewnego znużenie i pojawiającego się zmęczenia sprawnie pokonaliśmy trudności i o godzinie 13.15 zameldowaliśmy się na dachu Niemiec. Zdobyliśmy Zugspitze, 2962 m!. Według wskazań zegarka przebyliśmy 15 km oraz wspięliśmy się na 2250 m przewyższenia.

Na górze spędziliśmy chwilę podziwiając panoramę i robiąc pamiątkowe zdjęcia.

Potem zeszliśmy na Zugspitzplatt, skąd planowaliśmy zjechać kolejką na dół. Zejście było już dość nużące, ale w końcu dotarliśmy do stacji i o godzinie 15.00 odjechaliśmy do Grainau kolejką zębatą Bayerische Zugspitzbahn. A potem już tylko kwatera i zasłużony odpoczynek.

Zugspitze zdobyliśmy niemal z marszu pierwszego dnia, dlatego całą środę i część czwartku leniuchowaliśmy. W środę pogoda zgodnie z prognozą popsuła się, zaczęło padać, a szczyty pobliskich gór skryły się w chmurach. Jednak około 12.00 pojawiło się małe okno pogodowe, które wykorzystaliśmy na zwiedzenie Garmisch-Partenkirche. Wybraliśmy znaną ze skoków narciarskich skocznię Grosse Olympiaschanze oraz spacer ulicą Ludwigstrasse. Skocznia prezentuje się dumnie na stokach Eselbergu. Jednak ze względu na remont samego stadionu pod skocznią, nie można było jej w pełni zwiedzić.

Spacer wzdłuż Ludwigstrasse był trochę jak podróż w czasie. Pięknie malowane, zadbane budynki sprawiły, że mogliśmy poczuć się tak, jakbyśmy cofnęli się o co najmniej 100 lat. Wieczór świętowaliśmy w pobliskiej restauracji Schmolzer Wirt. Zamówiliśmy potrawy lokalne bawarskiej kuchni: rosół wołowy, sznycel po wiedeńsku, kluski w serze. Wszystko smaczne, a porcja tak duże, że prawie polegliśmy.

W czwartek musieliśmy wyjechać już z gór ale czas do południa spędziliśmy jeszcze w okolicy Garmisch. Najpierw zwiedziliśmy wąwóz Partnachklamm. Tym razem, za dnia, mogliśmy podziwiać spokojnie wysokie ściany wąwozu i przebijający się przez niego potok.

Po przejściu wąwozu ruszyliśmy do góry na szczyt Eckbau 1237 m. Tam w schronisku przy gorącej kawie i czekoladzie schowaliśmy się przed coraz mocniej padającym deszczem.

Dalej zejście na dół do Garmisch i wizyta w kolejnej miejscowości Murnau am Staffelsee, w której zwiedziliśmy za namową Oli Schlossmuzeum Murnau. W muzeum znajduje się duża kolekcja dzieł Gabrieli Munter oraz Wassylija Kandinskiego. Zaliczyliśmy jeszcze główny deptak Murnau, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy do Havelbergu pod Berlinem, gdzie mieliśmy umówiony nocleg u znajomych.